Witajcie!
Takie hasło towarzyszyło mi przez całe dzieciństwo. Babcia - sprzedawczyni, kierowniczka delikatesów, rodzice - handlarze prowadzący najpierw warzywniak, a potem bar w turystycznej miejscowości...
40 lat temu wystarczył wielki szyld i sprawa reklamy była załatwiona.
Teraz jest trochę inaczej. Starodawne hasło zostało wzmocnione bezpośrednim marketingiem (którego zresztą nie cierpię). Cóż, jakie czasy taka reklama...
Od lat szyję kolorowe torby, trochę sprzedam, więcej rozdaję i "wspieram" męża przy jego działalności.
Jestem praktyczna do bólu... nie cierpię "reklamowych pierdół", nie zamawiamy chińskich długopisów, breloczków, smyczy itp. Dlatego też cześć moich usztyków wędruje do firmowych kontrahentów. Żadna to masowa robota , ot tak -w miarę potrzeb i chęci mojego męża.
Właśnie na potrzeby takich toreb rozgryzłam kolejną funkcje swojej maszyny - wyszywanie liter i na torbach pojawiło się logo firmy. Myślę, że nie jest agresywne, aczkolwiek widoczne.
Mam nadzieję, że takie "prezenty" zostaną wykorzystane. Ja na pewno ucieszyłabym się, gdyby taki reklamowy gadżet trafił do mojego domu.